wtorek, 28 lutego 2017

Marzenie o nowym życiu - rozdział 4

           
           
            Elizabeth przez kilka dobrych chwil stała oszołomiona, nie mogąc wykonać ani jednego ruchu. Kłębiły się w niej najróżniejsze impresje: podekscytowanie, radość, niedowierzanie, a nawet obawa spowodowana wrażeniem, że to wszystko, co właśnie się wokół niej działo, było jedynie iluzją, która w każdej chwili mogła zniknąć.
            W momencie, gdy Hanji wstała od stołu i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, wszystkie emocje wzięły górę nad myśleniem i Elizabeth wyszła siostrze naprzeciw. Hanji stanęła jak wryta. Po upływie kilku sekund,  podczas których uświadomiła sobie, co się stało, mocno objęła swoją siostrę. Dziewczyny stały tak przez parę minut, a z ich oczu lały się rzewne łzy. Gdy siostry już trochę się uspokoiły, udały się do pustej sali, by móc spokojnie porozmawiać.
-Nie mogę w to uwierzyć… Naprawdę tu jesteś!
-Zabiłabyś mnie, gdybym nie wróciła. Poza tym, coś wam przecież obiecałam. Nie łamię danego słowa.
-Niesamowite… Udało ci się przeżyć! To cud, Elizabeth!  
-Po części – tak – Elizabeth zdała sobie sprawę, jak bardzo brakowało jej tego niepohamowanego optymizmu Hanji.
-Powiedz – jak wygląda świat, który zobaczyłaś? Spotkałaś inne społeczności? A może jesteśmy jedyni? Czy w innych częściach Ziemi też są Tytani? A czy…
-Hanji, spokojnie! – zaśmiała się młodsza z sióstr. – Zamierzam wygłosić apel, na którym przekażę społeczności najważniejsze informacje. Na razie muszę… oswoić się z sytuacją, przetworzyć to, co zobaczyłam i przystosować się do tutejszego rytmu życia.
-Przystosować się? Elizabeth, powinnaś raczej dziękować za to, że tu wróciłaś. Poza tym – to ty zwykle byłaś osobą, która sprawiała, że czuliśmy się bezpieczni.
-Tak, wiem o tym. I jestem wdzięczna za sukces mojej wyprawy. Jednak zawsze marzyłam o innym, o wiele ciekawszym i piękniejszym świecie. Życie poza murami jest ekscytujące – straszne, ryzykowne – ale ekscytujące. Tutaj panuje rutyna, nawet wśród Zwiadowców.
Przez chwilę Hanji wpatrywała się niemo w siostrę, lecz zaraz odparła:
-Czyli mam przez to rozumieć, że nie podoba ci się nasze życie? Bezpieczeństwo, jakie dają nam mury? Tutejszy podział? Elizabeth, przecież sama mówiłaś, że w rzeczywistości poza murami nic nie jest pewne.
-Tak, ale… Dlaczego mielibyśmy się ograniczać? Mamy tyle możliwości, czemu ich nie wykorzystujemy?
-Ponieważ tak jest bezpieczniej.
-Hanji, czy ty siebie samą słyszysz? Kto zawsze namawiał mnie na najgłupsze pomysły? Ty! Kto chciał, żebym wstąpiła do Zwiadowców? Także ty! I, co najważniejsze, kto bawi się z Tytanami i nadaje im imiona?
-No, ja…
-Widzisz! Gdyby nie twoja odwaga, nie wiedzielibyśmy niczego o Tytanach. Ty wpadłaś na pomysł, by poddawać je badaniom. Nie ograniczajmy się do tego, co mamy, tylko dlatego, że jest to bezpieczne. To cholerne bezpieczeństwo tylko usypia naszą czujność.
-W porządku, masz trochę racji. Poza tym, jesteś zmęczona, a kłótnia z twoją zmęczoną stroną zwykle kończy się źle dla mnie, dla ciebie i dla pobliskich przedmiotów.
-Stokrotne dzięki.
-Zawsze do usług. Może idź się położyć, co?
-Tak właściwie, to niedawno wstałam.
-To spróbuj oswoić się ze swoimi myślami. Przejdź się, a ja powiem reszcie, że jutro się z nimi zobaczysz, w porządku? – w Hanji obudził się „siostrzany instynkt”, który mówił jej, że Elizabeth nie otrząśnie się tak łatwo z emocji wywołanych przez podróż.
-Ech… niech ci będzie, ale zastanów się nad tym, co ci powiedziałam, dobra?
-Masz to jak w banku. A teraz spadaj na dwór.

***
Noc była dość chłodna,  jednak zimne powietrze pomagało Elizabeth skupić się na przemyśleniach. Dziewczyna w kółko analizowała to, co powiedziała siostrze. Przed wyjazdem doktor ceniła bezpieczeństwo i spokój. Gdy jej znajomi wracali z patroli, roztaczała przed nimi wizje idealnego świata, wolnego od Tytanów i ciągłych zmartwień. To sprawiało, że budziła się w nich nadzieja, niezwykle potrzebna do przetrwania w ich przerażającej rzeczywistości. Wyprawa pomogła jej spojrzeć na sytuację z całkiem innej strony. Owszem, Elizabeth nadal uważała bezpieczeństwo za ważną wartość, jednak nie twierdziła, że jest ono jedynym walorem w życiu. Tytani sprawili, że ludzie ograniczyli swoje umysły do jednego, wspólnego celu – bezpieczeństwa. Społeczeństwo zapomniało, jak wyglądało życie przed Tytanami. I doskonale zdawała sobie sprawę, że zmiana ich toku myślenia będzie niezwykle trudnym zadaniem, wymagającym zaangażowania większej liczby ludzi.
            Doktor Zoe była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła pary smutnych i zmęczonych oczu śledzących każdy jej krok. Gdy Elizabeth zawróciła w stronę zamku, stanęła twarzą w twarz ze swoim oddanym przyjacielem, kapralem Levi.
-Levi, jak dobrze cię znowu zobaczyć!
Kapral próbował trzymać emocje na uwięzi. Nie chciał ukazać Elizabeth swej miękkiej strony. Bał się, że jeśli to zrobi, znów narazi się na cierpienie, ból i samotność.
-Elizabeth, witaj z powrotem. Kiedy wróciłaś?
Doktor starała się nie pokazywać, jak bardzo zranił ją jego pozbawiony emocji ton. Ton, który znała aż za dobrze.
-Dosłownie w tym samym momencie, gdy wyruszaliście na patrol. Nie chciałam was rozpraszać, więc…
Levi przez moment wahał się, lecz widok Elizabeth po tylu latach sprawił, że jego „człowiecza” strona ostatecznie przejęła nad nim kontrolę.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo nam ciebie brakowało – powiedział Levi, zarzucając ręce na szyi Elizabeth i zamykając ją w mocnym uścisku. Nie chciał już ukrywać tego, że każdy dzień spędzony bez Elizabeth był jak jad, którym stopniowo wyniszczał jego ciało. Wiedział, że popełnił błąd. Jednakże, nie miał zamiaru już więcej ranić dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że przez wszystkie lata ich przyjaźni odtrącał ją i trzymał na dystans. Sukces Doktor Zoe był czymś, dla czego mógł złamać jedną z wielu zasad, jakie sobie ustanowił.
-Prawdę mówiąc, jestem zbyt zmęczony na wielkie świętowanie twego powrotu. A ty?
-Tak samo – odpowiedziała Elizabeth, ziewając. W głębi duszy wiedziała jednak, że ze szczęścia nie będzie spała przez całą noc. – Dokończymy tę rozmowę jutro?
-Koniecznie – odparł z lekkim uśmiechem Levi.

***
            W drodze do pokoju Hanji nie mogła powstrzymać uśmiechu, który ciągle wkradał się na jej twarz. Nie mogła uwierzyć w to, że jej siostra wróciła – cała i zdrowa. Jej szczęściu towarzyszyła również obawa. Bała się, że straci Elizabeth. Próbowała odgonić od siebie te myśli, jednak one cały czas wracały i zakłócały jej spokój. Hanji pocieszała się tym, że na razie Elizabeth nie będzie chciała nigdzie wyjeżdżać. Było to z jej strony samolubne, lecz pragnęła spędzić z siostrą choć trochę czasu, nie martwiąc się o to, co przyniesie kolejny dzień.

            Gdy Hanji dotarła do pokoju, szybko przebrała się w koszulę nocną i położyła do łóżka. Zasypiając, miała przed sobą rozpromienioną twarz siostry, która w istocie dokonała czegoś niemożliwego. 
Share:

0 komentarze :

Prześlij komentarz