Elizabeth
przez kilka dobrych chwil stała oszołomiona, nie mogąc wykonać ani jednego
ruchu. Kłębiły się w niej najróżniejsze impresje: podekscytowanie, radość,
niedowierzanie, a nawet obawa spowodowana wrażeniem, że to wszystko, co właśnie
się wokół niej działo, było jedynie iluzją, która w każdej chwili mogła
zniknąć.
W momencie, gdy Hanji wstała od
stołu i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, wszystkie emocje wzięły górę nad
myśleniem i Elizabeth wyszła siostrze naprzeciw. Hanji stanęła jak wryta. Po
upływie kilku sekund, podczas których uświadomiła
sobie, co się stało, mocno objęła swoją siostrę. Dziewczyny stały tak przez
parę minut, a z ich oczu lały się rzewne łzy. Gdy siostry już trochę się
uspokoiły, udały się do pustej sali, by móc spokojnie porozmawiać.
-Nie
mogę w to uwierzyć… Naprawdę tu jesteś!
-Zabiłabyś
mnie, gdybym nie wróciła. Poza tym, coś wam przecież obiecałam. Nie łamię
danego słowa.
-Niesamowite…
Udało ci się przeżyć! To cud, Elizabeth!
-Po
części – tak – Elizabeth zdała sobie sprawę, jak bardzo brakowało jej tego
niepohamowanego optymizmu Hanji.
-Powiedz
– jak wygląda świat, który zobaczyłaś? Spotkałaś inne społeczności? A może
jesteśmy jedyni? Czy w innych częściach Ziemi też są Tytani? A czy…
-Hanji,
spokojnie! – zaśmiała się młodsza z sióstr. – Zamierzam wygłosić apel, na
którym przekażę społeczności najważniejsze informacje. Na razie muszę… oswoić
się z sytuacją, przetworzyć to, co zobaczyłam i przystosować się do tutejszego
rytmu życia.
-Przystosować
się? Elizabeth, powinnaś raczej dziękować za to, że tu wróciłaś. Poza tym – to
ty zwykle byłaś osobą, która sprawiała, że czuliśmy się bezpieczni.
-Tak,
wiem o tym. I jestem wdzięczna za sukces mojej wyprawy. Jednak zawsze marzyłam
o innym, o wiele ciekawszym i piękniejszym świecie. Życie poza murami jest
ekscytujące – straszne, ryzykowne – ale ekscytujące. Tutaj panuje rutyna, nawet
wśród Zwiadowców.
Przez
chwilę Hanji wpatrywała się niemo w siostrę, lecz zaraz odparła:
-Czyli
mam przez to rozumieć, że nie podoba ci się nasze życie? Bezpieczeństwo, jakie
dają nam mury? Tutejszy podział? Elizabeth, przecież sama mówiłaś, że w
rzeczywistości poza murami nic nie jest pewne.
-Tak,
ale… Dlaczego mielibyśmy się ograniczać? Mamy tyle możliwości, czemu ich nie
wykorzystujemy?
-Ponieważ
tak jest bezpieczniej.
-Hanji,
czy ty siebie samą słyszysz? Kto zawsze namawiał mnie na najgłupsze pomysły?
Ty! Kto chciał, żebym wstąpiła do Zwiadowców? Także ty! I, co najważniejsze,
kto bawi się z Tytanami i nadaje im imiona?
-No,
ja…
-Widzisz!
Gdyby nie twoja odwaga, nie wiedzielibyśmy niczego o Tytanach. Ty wpadłaś na
pomysł, by poddawać je badaniom. Nie ograniczajmy się do tego, co mamy, tylko
dlatego, że jest to bezpieczne. To cholerne bezpieczeństwo tylko usypia naszą
czujność.
-W
porządku, masz trochę racji. Poza tym, jesteś zmęczona, a kłótnia z twoją
zmęczoną stroną zwykle kończy się źle dla mnie, dla ciebie i dla pobliskich
przedmiotów.
-Stokrotne
dzięki.
-Zawsze
do usług. Może idź się położyć, co?
-Tak
właściwie, to niedawno wstałam.
-To
spróbuj oswoić się ze swoimi myślami. Przejdź się, a ja powiem reszcie, że
jutro się z nimi zobaczysz, w porządku? – w Hanji obudził się „siostrzany
instynkt”, który mówił jej, że Elizabeth nie otrząśnie się tak łatwo z emocji
wywołanych przez podróż.
-Ech…
niech ci będzie, ale zastanów się nad tym, co ci powiedziałam, dobra?
-Masz
to jak w banku. A teraz spadaj na dwór.
***
Noc była dość chłodna, jednak zimne powietrze pomagało Elizabeth
skupić się na przemyśleniach. Dziewczyna w kółko analizowała to, co powiedziała
siostrze. Przed wyjazdem doktor ceniła bezpieczeństwo i spokój. Gdy jej znajomi
wracali z patroli, roztaczała przed nimi wizje idealnego świata, wolnego od
Tytanów i ciągłych zmartwień. To sprawiało, że budziła się w nich nadzieja,
niezwykle potrzebna do przetrwania w ich przerażającej rzeczywistości. Wyprawa
pomogła jej spojrzeć na sytuację z całkiem innej strony. Owszem, Elizabeth nadal
uważała bezpieczeństwo za ważną wartość, jednak nie twierdziła, że jest ono
jedynym walorem w życiu. Tytani sprawili, że ludzie ograniczyli swoje umysły do
jednego, wspólnego celu – bezpieczeństwa. Społeczeństwo zapomniało, jak
wyglądało życie przed Tytanami. I doskonale zdawała sobie sprawę, że zmiana ich
toku myślenia będzie niezwykle trudnym zadaniem, wymagającym zaangażowania
większej liczby ludzi.
Doktor Zoe była tak pogrążona w
myślach, że nie zauważyła pary smutnych i zmęczonych oczu śledzących każdy jej
krok. Gdy Elizabeth zawróciła w stronę zamku, stanęła twarzą w twarz ze swoim
oddanym przyjacielem, kapralem Levi.
-Levi,
jak dobrze cię znowu zobaczyć!
Kapral
próbował trzymać emocje na uwięzi. Nie chciał ukazać Elizabeth swej miękkiej
strony. Bał się, że jeśli to zrobi, znów narazi się na cierpienie, ból i
samotność.
-Elizabeth,
witaj z powrotem. Kiedy wróciłaś?
Doktor
starała się nie pokazywać, jak bardzo zranił ją jego pozbawiony emocji ton.
Ton, który znała aż za dobrze.
-Dosłownie
w tym samym momencie, gdy wyruszaliście na patrol. Nie chciałam was rozpraszać,
więc…
Levi
przez moment wahał się, lecz widok Elizabeth po tylu latach sprawił, że jego
„człowiecza” strona ostatecznie przejęła nad nim kontrolę.
-Nawet
nie wiesz, jak bardzo nam ciebie brakowało – powiedział Levi, zarzucając ręce
na szyi Elizabeth i zamykając ją w mocnym uścisku. Nie chciał już ukrywać tego,
że każdy dzień spędzony bez Elizabeth był jak jad, którym stopniowo wyniszczał
jego ciało. Wiedział, że popełnił błąd. Jednakże, nie miał zamiaru już więcej
ranić dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że przez wszystkie lata ich przyjaźni
odtrącał ją i trzymał na dystans. Sukces Doktor Zoe był czymś, dla czego mógł
złamać jedną z wielu zasad, jakie sobie ustanowił.
-Prawdę
mówiąc, jestem zbyt zmęczony na wielkie świętowanie twego powrotu. A ty?
-Tak
samo – odpowiedziała Elizabeth, ziewając. W głębi duszy wiedziała jednak, że ze
szczęścia nie będzie spała przez całą noc. – Dokończymy tę rozmowę jutro?
-Koniecznie
– odparł z lekkim uśmiechem Levi.
***
W drodze do pokoju Hanji nie mogła
powstrzymać uśmiechu, który ciągle wkradał się na jej twarz. Nie mogła uwierzyć
w to, że jej siostra wróciła – cała i zdrowa. Jej szczęściu towarzyszyła
również obawa. Bała się, że straci Elizabeth. Próbowała odgonić od siebie te
myśli, jednak one cały czas wracały i zakłócały jej spokój. Hanji pocieszała
się tym, że na razie Elizabeth nie będzie chciała nigdzie wyjeżdżać. Było to z
jej strony samolubne, lecz pragnęła spędzić z siostrą choć trochę czasu, nie
martwiąc się o to, co przyniesie kolejny dzień.
Gdy Hanji dotarła do pokoju, szybko
przebrała się w koszulę nocną i położyła do łóżka. Zasypiając, miała przed sobą
rozpromienioną twarz siostry, która w istocie dokonała czegoś niemożliwego.
0 komentarze :
Prześlij komentarz