poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Marzenie o nowym życiu - Rozdział 2

              
               Doktor Zoe nie mogła opanować rosnących w niej emocji. Wreszcie znalazła się w domu! "Ciekawe, kiedy będę mogła znów spotkać się z siostrą? I czy w ogóle będę mogła..." - myślała sobie. Po tych słowach zapał dziewczyny trochę zmalał. Cały czas obawiała się, że jej siostra jednak nie żyje. W Zwiadowcach często ktoś umierał, więc Elizabeth musiała brać pod uwagę nawet i taką możliwość. Dziewczyna starała się jednak myśleć pozytywnie. Ileż informacji na temat Tytanów zdobyła! Doktor najchętniej od razu podbiegłaby do grupy Zwiadowców by poszukać Hanji, ale wiedziała, że nie może nikogo rozpraszać przed ich wyprawą. Dziewczyna miała na sobie zieloną pelerynę Zwiadowców, do której przyszyty był także kaptur. Naciągnęła go więc mocno na głowę i niezauważalnie przemknęła obok tłumu. Musiała dotrzeć do siedziby Zwiadowców, a był nią ogromny zamek.
***
           Zamek zbudowano na malowniczym wzgórzu, a jego otoczenie stanowił rozległy las. Budowla prezentowała się bardzo dostojnie - została ona wykonana z jasnoszarego, gładkiego kamienia. Rzecz jasna zamek nie posiadał jakichś ekstrawaganckich mebli czy witraży zamiast okien, ale było w nim coś, co przyciągało i napełniało duszę dumą i spokojem.
              Doktor Elizabeth Zoe nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej tego widoku. Mimo, iż dla innych żołnierzy zamek ten był po prostu miejscem wypoczynku i ćwiczeń, ona nazywała go drugim domem. Czuła do niego pewnego rodzaju sentyment, jakąś więź - w tym miejscu czuła się niezwykle bezpiecznie.
           Siedziba Zwiadowców była pusta. Oczywiście, to zrozumiałe - wszyscy byli na wyprawie. " Ciekawe, ile dni im to zajmie tym razem..." - zastanawiała się dziewczyna. Elizabeth postanowiła, że zwyczajnie przeczeka ten czas w zamku, dopóki wszyscy nie wrócą.
              Doktor uznała, że najpierw znajdzie swój pokój. Znajdował się on w najwyższej części budynku. Gdy już do niego dotarła, czekała na nią ogromna niespodzianka - pokój był nieskazitelnie czysty. "Wygląda to tak, jakby ktoś cały czas dbał o to pomieszczenie, jakby oczekiwał, że mogę wrócić w każdej chwili. To dość zastanawiające." - rozmyślała. Elizabeth  czuła się trochę nieswojo, będąc jedyną osobą w całym zamku. Zwykle budynek wypełniał dźwięk rozmów, śpiewów i śmiechów żołnierzy. Co najśmieszniejsze, doktor Zoe zawsze ten hałas denerwował. Lubiła spokój, ciszę - wtedy mogła się skupić, pozbierać swoje myśli. Dziewczyna wolała samotność niż spotkania ze znajomymi. Nie czuła się zbyt dobrze wśród ludzi. Większą część swego życia Elizabeth spędziła w laboratorium. Lubiła to miejsce, tam czułą się...sobą. Decyzja o wyruszeniu w podróż była dość spontaniczna, była skutkiem pewnego rodzaju beznadziei. Gdyby nie to, dziewczyna nigdy by o czymś takim nie pomyślała. Ba, w życiu by jej do głowy nie przyszło, że ona w ogóle wyruszy w jakąś podróż. Jej rola w Zwiadowcach polegała na badaniu schwytanych Tytanów, leczeniu żołnierzy oraz wynajdowaniu nowych rodzajów broni. Lubiła swój zawód, była wręcz dumna z tego, co robi.
              Dziewczyna stwierdziła, że się wykąpie, później opatrzy wszystkie rany i skaleczenia, a następnie przebierze się w czyste rzeczy. Po umyciu się, dziewczyna znalazła w swoim pokoju apteczkę, więc bez problemu zabandażowała wszystkie rany. W jej szafie cały czas były jej ubrania. Może nie pasowały idealnie, gdyż w wyniku podróży dziewczyna bardzo schudła, ale Elizabeth nie narzekała. Ubrała czarne, długie spodnie, czarne, wiązane buty, biała koszulę, którą zapięła pod szyję, a na nią założyła długą, ciemnogranatową marynarkę. Później dziewczyna poszła coś zjeść - wręcz umierała z głodu. Na szczęście w kuchni znajdowały się produkty, które mogła wykorzystać do przyrządzenia sobie posiłku. W pewnym momencie Elizabeth poczuła ogromne zmęczenie, więc postanowiła, że chociaż spróbuje zasnąć. Ostatnio często nie mogła spać - śniły jej się koszmary, m.in. widok nieżywych ciał żołnierzy, tereny doszczętnie zniszczone przez Tytanów...
Ostatecznie dziewczyna pogrążyła się w głębokim śnie.

***
                Zwiadowcy gnali na swoich wierzchowcach na terenach za murem Maria. Celem ich dzisiejszej wyprawy był najzwyklejszy patrol. Dowódca, Erwin Smith, miał także nadzieję, że uda im się złapać jakiegoś Tytana w celach badawczych.
            Po dwóch godzinach bezustannej jazdy zaatakowała ich pierwsza kreatura. Zwiadowcy, rzecz jasna, byli na to idealnie przygotowani.
- Kapralu Levi! – krzyknął Erwin, zbliżając się do mężczyzny. – Niech twój oddział zajmie się tym Tytanem. Postarajcie się jednak tylko go unieszkodliwić, by można go było dostarczyć do naszego zamku.
- Dobrze, więc będziemy musieli użyć środka paraliżującego.
- Zgadza się. Reszta żołnierzy zajmie się transportem schwytanej bestii – po tych słowach dowódca Smith wystrzelił w kierunku nieba zieloną flarę na znak, by w to miejsce przybył wóz do transportu.
            Levi uznał, że sam sparaliżuje tego Tytana. Był to pięciometrowiec, więc schwytanie go i przewiezienie nie stanowiło żadnego problemu. Chłopak naładował pistolet z środkiem paraliżującym, przybliżył się do bestii, uczepił liny swojego sprzętu w ciele Tytana, za pomocą gazu uniósł się w powietrze i wystrzelił środek w kierunku bestii. Pięciometrowiec po paru sekundach upadł z hukiem na ziemię. Levi i jego oddział z ogromną zwinnością związali Tytana i z pomocą innych żołnierzy przenieśli go na wóz.
            Po tym wszystkim zaczęło się ściemniać, więc Erwin zarządził natychmiastowy powrót za mur Maria.
- Dobra robota – powiedziała do Leviego Hanji. – Dzięki tobie mam następnego królika doświadczalnego.
- Mhm…
- Znowu przechodzisz przez te twoje „ciche dni”? – zapytała dziewczyna z przekąsem.
- Ty jak coś powiesz… Ale nie, nie o to chodzi. Trudno mi się do tego przyznać, ale po naszej ostatniej rozmowie zrobiło mi się głupio, że tak cię potraktowałem. Uświadomiłem sobie, że mi także brakuje Elizabeth.
- Dziękuję, że mnie wreszcie zrozumiałeś. A tak poza tym, to w końcu okazałeś jakieś uczucia. Brawo! – roześmiała się Hanji.
Levi zaśmiał się ironicznie.
- Ten komentarz mogłaś sobie darować.
- Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Wiesz, jak lubię ci dokuczać.

Po tych słowach oboje zaczęli się śmiać, a reszta drogi powrotnej minęła im na rozmowie.
Share:

2 komentarze :

  1. Jak ja nienawidzę, gdy przez przypadek cofnę stronę i kurde usuwa mi cały komentarz. A był wyjątkowo długi. Cholera jasna.

    Dalej nie lubie Tytanów.

    Rozdział drugi podoba mi się mniej niż pierwszy. Wydaje się napisany trochę na siłę. Fabularnie dalej nie ma co oceniać, ale czuje, że niedługo dostaniemy jakiś przełom.

    To teraz dla spokoju ducha (który i tak karwa kawka jest zirytowany, bo na kopiowałem się co niemiara, a wszystko jak krew w piach):
    Na początku zacznę od akapitów robionych spacjami. Poważnie? Blogspot jest o tyle przyjemny, że gdy przekopiujesz do posta tekst z jakiegoś programy, dajmy na to Worda, to zostaje bez zmian. Czyli jak ustawisz akapity w Wordzie i przekopiujesz tekst do posta, te akapity dalej będą. Dalej. Używasz myślników w miejsce pół pauz lub pauz. Pół pauzę robimy, w wyżej wymienionym Wordzie, wciskając Ctrl i minus na klawiaturze numerycznej. Pauzę tworzy się, dodając do powyższej kombinacji lewy Alt.

    No i teraz znowu pięć lat kopiowania...

    - „I czy w ogóle będę mogła..." - myślała sobie" - moim zdaniem sobie kompletnie zbędne.
    - „Budowla prezentowała się bardzo dostojnie - została ona wykonana" - ona tak samo
    - „Mimo, iż dla innych żołnierzy" - mimo iż, mimo że - nie stawiamy przecinka.
    - „ Siedziba Zwiadowców była pusta. Oczywiście, to zrozumiałe - wszyscy byli na wyprawie" - powtórzenie. Można to zastąpić czymś w stylu: Siedziba Zwiadowców świeciła pustkami.
    - „śpiewów i śmiechów żołnierzy. Co najśmieszniejsze" - powtórzenie.
    - „Lubiła to miejsce, tam czułą się...sobą." - czuła.\
    - „Decyzja o wyruszeniu w podróż była dość spontaniczna, była skutkiem pewnego rodzaju beznadziei" - no była, była. I jeszcze byłą i była.
    - „Ba, w życiu by jej do głowy nie przyszło, że ona w ogóle wyruszy w jakąś podróż" - znowu ona bym usunął.
    - „W jej szafie cały czas były jej ubrania" - z JEJ niepowtarzalnym zapachem i tylko w JEJ rozmiarze. Za dużo tych jeji.
    - „m.in. widok nieżywych" - nie jestem do końca pewien, czy przy takich tekstach można używać skrótu. To jest znak zapytania, bo sam do końca nie wiem.

    Pod koniec już mi się praktycznie w ogóle nie podobało. Te dialogi wyszły jakoś tak... sztywnie? Przynajmniej ja mam takie odczucie. I zapomniałem dodać wcześniej: masz też źle zrobione akapity. Wypadałoby poprawić.

    Tyle ode mnie. Mam nadzieje, że nie byłem jakoś strasznie ostry, ale nerwy i te sprawy. Niemniej czekam na dalsze części. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawiązując do tego twojego ponownego pisania komentarza - tak, też bym się wkurzyła, więc nie dziwią mnie twoje nerwy xD
      Jeszcze raz dziękuję Ci za skomentowanie moich błędów. Przysięgam, że jak tylko będę miała czas, to poprawię te akapity ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń