środa, 15 marca 2017

Po prostu o mnie nie zapomnij - rozdział III


Lekcja biologii dłużyła się w nieskończoność. Yuki leniwie wpatrywała się w widok z okna, podczas gdy nauczycielka bezskutecznie próbowała zwrócić na siebie uwagę uczniów.

Gdy Mitsuya po raz dziesiąty tego dnia stwierdzała, że albo zastrzeli siebie, albo nauczycielkę, znów poczuła to dziwne otumanienie. Uczucie, jakby wszyscy ludzie zniknęli, a została tylko ona i ta niezwykła energia. Z każdą sekundą nastolatka coraz bardziej zapadała w trans, czując, jak jej umysł staje się równocześnie przyćmiony i niezwykle trzeźwy. Dziewczyna miała ochotę oddać się tej sile, uciec od świata, od wszelkich zmartwień. Chciała choć na chwilę uwolnić się od prześladujących ją przykrych wspomnień. Jednakże gdzieś w zakamarkach jej głowy pozostawało nienaruszone przeczucie, że musi w końcu dowiedzieć się, skąd pochodzi ta siła i, przede wszystkim, czy ta siła nie jest tylko wytworem jej obszernej wyobraźni.

Po upłynięciu jednej minuty Yuki zaufała temu przeczuciu i wzięła się w garść. Nastolatka odzyskała trzeźwość umysłu i mocno skupiła się na otoczeniu. Uważnie rozglądnęła się po klasie, lecz nie znalazła niczego ciekawego – znudzeni uczniowie na niewygodnych szkolnych krzesłach. Mitsuya powoli przeniosła swój wzrok na park widoczny z okna. Przenikliwie analizowała każdy, nawet najmniejszy element. W momencie, gdy już prawie straciła nadzieję, Yuki kątem oka dostrzegła postać na skraju parku. Był to chłopak, na pozór niewyróżniający się wyglądem. Jednak, kiedy dziewczyna przyjrzała mu się bliżej, zauważyła czerwone znaki wymalowane na jego twarzy. Spostrzegła też, że jego białe włosy były upstrzone kwiatami i liśćmi, a w ręku trzymał maskę kitsune.

Osobliwy chłopak przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Mitsuyę. Dziewczyna była całkowicie zdumiona – nie wiedziała, jak racjonalnie wytłumaczyć tą sytuację. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma żadnych dowodów na to, że ten chłopak jest związany  z transami, ale była wręcz przekonana, że nie jest zwykłym nastolatkiem przechodzącym obok jej szkoły.
Yuki powoli odsunęła swoje krzesło, nie spuszczając wzroku z tajemniczej persony. Gdy dziewczyna wstała, jak przez mgłę usłyszała oburzony głos nauczycielki:
- Mitsuya, co ty znów wyrabiasz? Zajmij swoje miejsce!
Nastolatka wydukała ciche przepraszam i błyskawicznie wróciła spojrzeniem na widok z okna, lecz chłopak zniknął, tak samo jak niesamowita aura. Wszystko znów było tak, jak powinno być. No, prawie wszystko. Przez resztę lekcji myśli Yuki bezustannie wracały do wydarzeń z zajęć biologii. Dziewczyna pragnęła poznać prawdę, dowiedzieć się, czy zwariowała, czy też nie. Mitsuya chciała porozmawiać z kimś, jednak wiedziała, że wyznanie komuś, że popada ostatnio w pewne transy i słyszy dziwną muzykę, byłoby jednoznaczne z przeprowadzką do ośrodka psychiatrycznego. Mogła liczyć tylko na siebie. Znowu.
***
Yuki właśnie wracała do domu leśną dróżką, gdy nagle spostrzegła, że kolejna rzecz uległa zmianie. Wzdłuż całej ścieżki rosły fioletowe kwiaty, które dziewczyna widziała na oczy po raz pierwszy. „Z całą pewnością ich tutaj nie było. Przyznaję, często bujam w obłokach, ale nie aż tak… Pomijając to wszystko, muszę stwierdzić, że kwiaty są piękne. Ten, kto je zasadził, musi mieć dobry gust.” – pomyślała Mitsuya.

Wkrótce dziewczyna stanęła przed swoim domem. Już miała otworzyć drzwi frontowe, lecz najpierw uważnie rozejrzała się wokół siebie. Pewna, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, pospiesznie weszła do domu i zamknęła drzwi. Po chwili namysłu zakluczyła je. (W Japonii w zamożniejszych dzielnicach zwykle nie zaklucza się domów, gdyż rzadko dochodzi tam do włamań i kradzieży.)

„To głupie.” – myślała dziewczyna – „Czemu się boję? Przecież tak bardzo chcę odkryć prawdę o tej sile. Dlaczego od niej uciekam? Dlaczego jedyne, co potrafię, to uciekać?” Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się ślepo w ścianę, podczas gdy jej umysł stopniowo napełniał się czarnymi myślami. Yuki zaczęła wspominać wszystkie złe rzeczy, jakie spotkały ją w życiu. Zawsze tak robiła, kiedy tylko czuła się gorzej. Obwiniała się, przez co było jej ciężko opanować swój smutek i strach. Strach przed samotnością.  „Muszę wziąć się w garść. Nie mogę na okrągło użalać się nad sobą, bo i tak nikt się tym nie przejmie.”

Gdyby tylko Mitsuya wiedziała, jak kardynalnym błędem było jej twierdzenie…

***
Przechodząc przez korytarz, nastolatka zauważyła kartkę z napisem: „Pracujemy dzisiaj do późna. Obiad i kolacja są w lodówce. Mama i tata” Yuki poczuła, jak jej serce w jednym momencie stało się ciężkie, zbyt ciężkie dla jej zmęczonej duszy. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Wiedziała, że jej zachowanie jest bezsensowne. Zdawała sobie z tego sprawę jak nikt inny. Ale na tym polega bycie nastolatkiem, czyż nie? Każdy młody człowiek próbuje poradzić sobie z problemami, które w rzeczywistości są proste do rozwiązania. Jednakże nastolatkowie często nie potrafią widzieć „więcej”. Zamykają się w sobie, twierdząc, że nikt nie jest w stanie im pomóc. Odpychają swoje uczucia na bok i próbują udawać, że nic im nie jest. Czasem chcą po prostu zbyt szybko dorosnąć. Zapominają o tym, że lepiej pozostać w beztroskim świecie młodości jak najdłużej. Rzeczywistość sama im w końcu przypomni, że już najwyższy czas zmierzyć się z kolejnym etapem życia.

Mitsuya, czując na policzkach smugi pozostawione przez łzy, obróciła się w stronę wyjścia i, niesiona swymi emocjami, pobiegła do pobliskiego lasu.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;) Zapraszam do komentowania :)

            
Share:

wtorek, 28 lutego 2017

Marzenie o nowym życiu - rozdział 4

           
           
            Elizabeth przez kilka dobrych chwil stała oszołomiona, nie mogąc wykonać ani jednego ruchu. Kłębiły się w niej najróżniejsze impresje: podekscytowanie, radość, niedowierzanie, a nawet obawa spowodowana wrażeniem, że to wszystko, co właśnie się wokół niej działo, było jedynie iluzją, która w każdej chwili mogła zniknąć.
            W momencie, gdy Hanji wstała od stołu i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, wszystkie emocje wzięły górę nad myśleniem i Elizabeth wyszła siostrze naprzeciw. Hanji stanęła jak wryta. Po upływie kilku sekund,  podczas których uświadomiła sobie, co się stało, mocno objęła swoją siostrę. Dziewczyny stały tak przez parę minut, a z ich oczu lały się rzewne łzy. Gdy siostry już trochę się uspokoiły, udały się do pustej sali, by móc spokojnie porozmawiać.
-Nie mogę w to uwierzyć… Naprawdę tu jesteś!
-Zabiłabyś mnie, gdybym nie wróciła. Poza tym, coś wam przecież obiecałam. Nie łamię danego słowa.
-Niesamowite… Udało ci się przeżyć! To cud, Elizabeth!  
-Po części – tak – Elizabeth zdała sobie sprawę, jak bardzo brakowało jej tego niepohamowanego optymizmu Hanji.
-Powiedz – jak wygląda świat, który zobaczyłaś? Spotkałaś inne społeczności? A może jesteśmy jedyni? Czy w innych częściach Ziemi też są Tytani? A czy…
-Hanji, spokojnie! – zaśmiała się młodsza z sióstr. – Zamierzam wygłosić apel, na którym przekażę społeczności najważniejsze informacje. Na razie muszę… oswoić się z sytuacją, przetworzyć to, co zobaczyłam i przystosować się do tutejszego rytmu życia.
-Przystosować się? Elizabeth, powinnaś raczej dziękować za to, że tu wróciłaś. Poza tym – to ty zwykle byłaś osobą, która sprawiała, że czuliśmy się bezpieczni.
-Tak, wiem o tym. I jestem wdzięczna za sukces mojej wyprawy. Jednak zawsze marzyłam o innym, o wiele ciekawszym i piękniejszym świecie. Życie poza murami jest ekscytujące – straszne, ryzykowne – ale ekscytujące. Tutaj panuje rutyna, nawet wśród Zwiadowców.
Przez chwilę Hanji wpatrywała się niemo w siostrę, lecz zaraz odparła:
-Czyli mam przez to rozumieć, że nie podoba ci się nasze życie? Bezpieczeństwo, jakie dają nam mury? Tutejszy podział? Elizabeth, przecież sama mówiłaś, że w rzeczywistości poza murami nic nie jest pewne.
-Tak, ale… Dlaczego mielibyśmy się ograniczać? Mamy tyle możliwości, czemu ich nie wykorzystujemy?
-Ponieważ tak jest bezpieczniej.
-Hanji, czy ty siebie samą słyszysz? Kto zawsze namawiał mnie na najgłupsze pomysły? Ty! Kto chciał, żebym wstąpiła do Zwiadowców? Także ty! I, co najważniejsze, kto bawi się z Tytanami i nadaje im imiona?
-No, ja…
-Widzisz! Gdyby nie twoja odwaga, nie wiedzielibyśmy niczego o Tytanach. Ty wpadłaś na pomysł, by poddawać je badaniom. Nie ograniczajmy się do tego, co mamy, tylko dlatego, że jest to bezpieczne. To cholerne bezpieczeństwo tylko usypia naszą czujność.
-W porządku, masz trochę racji. Poza tym, jesteś zmęczona, a kłótnia z twoją zmęczoną stroną zwykle kończy się źle dla mnie, dla ciebie i dla pobliskich przedmiotów.
-Stokrotne dzięki.
-Zawsze do usług. Może idź się położyć, co?
-Tak właściwie, to niedawno wstałam.
-To spróbuj oswoić się ze swoimi myślami. Przejdź się, a ja powiem reszcie, że jutro się z nimi zobaczysz, w porządku? – w Hanji obudził się „siostrzany instynkt”, który mówił jej, że Elizabeth nie otrząśnie się tak łatwo z emocji wywołanych przez podróż.
-Ech… niech ci będzie, ale zastanów się nad tym, co ci powiedziałam, dobra?
-Masz to jak w banku. A teraz spadaj na dwór.

***
Noc była dość chłodna,  jednak zimne powietrze pomagało Elizabeth skupić się na przemyśleniach. Dziewczyna w kółko analizowała to, co powiedziała siostrze. Przed wyjazdem doktor ceniła bezpieczeństwo i spokój. Gdy jej znajomi wracali z patroli, roztaczała przed nimi wizje idealnego świata, wolnego od Tytanów i ciągłych zmartwień. To sprawiało, że budziła się w nich nadzieja, niezwykle potrzebna do przetrwania w ich przerażającej rzeczywistości. Wyprawa pomogła jej spojrzeć na sytuację z całkiem innej strony. Owszem, Elizabeth nadal uważała bezpieczeństwo za ważną wartość, jednak nie twierdziła, że jest ono jedynym walorem w życiu. Tytani sprawili, że ludzie ograniczyli swoje umysły do jednego, wspólnego celu – bezpieczeństwa. Społeczeństwo zapomniało, jak wyglądało życie przed Tytanami. I doskonale zdawała sobie sprawę, że zmiana ich toku myślenia będzie niezwykle trudnym zadaniem, wymagającym zaangażowania większej liczby ludzi.
            Doktor Zoe była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła pary smutnych i zmęczonych oczu śledzących każdy jej krok. Gdy Elizabeth zawróciła w stronę zamku, stanęła twarzą w twarz ze swoim oddanym przyjacielem, kapralem Levi.
-Levi, jak dobrze cię znowu zobaczyć!
Kapral próbował trzymać emocje na uwięzi. Nie chciał ukazać Elizabeth swej miękkiej strony. Bał się, że jeśli to zrobi, znów narazi się na cierpienie, ból i samotność.
-Elizabeth, witaj z powrotem. Kiedy wróciłaś?
Doktor starała się nie pokazywać, jak bardzo zranił ją jego pozbawiony emocji ton. Ton, który znała aż za dobrze.
-Dosłownie w tym samym momencie, gdy wyruszaliście na patrol. Nie chciałam was rozpraszać, więc…
Levi przez moment wahał się, lecz widok Elizabeth po tylu latach sprawił, że jego „człowiecza” strona ostatecznie przejęła nad nim kontrolę.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo nam ciebie brakowało – powiedział Levi, zarzucając ręce na szyi Elizabeth i zamykając ją w mocnym uścisku. Nie chciał już ukrywać tego, że każdy dzień spędzony bez Elizabeth był jak jad, którym stopniowo wyniszczał jego ciało. Wiedział, że popełnił błąd. Jednakże, nie miał zamiaru już więcej ranić dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że przez wszystkie lata ich przyjaźni odtrącał ją i trzymał na dystans. Sukces Doktor Zoe był czymś, dla czego mógł złamać jedną z wielu zasad, jakie sobie ustanowił.
-Prawdę mówiąc, jestem zbyt zmęczony na wielkie świętowanie twego powrotu. A ty?
-Tak samo – odpowiedziała Elizabeth, ziewając. W głębi duszy wiedziała jednak, że ze szczęścia nie będzie spała przez całą noc. – Dokończymy tę rozmowę jutro?
-Koniecznie – odparł z lekkim uśmiechem Levi.

***
            W drodze do pokoju Hanji nie mogła powstrzymać uśmiechu, który ciągle wkradał się na jej twarz. Nie mogła uwierzyć w to, że jej siostra wróciła – cała i zdrowa. Jej szczęściu towarzyszyła również obawa. Bała się, że straci Elizabeth. Próbowała odgonić od siebie te myśli, jednak one cały czas wracały i zakłócały jej spokój. Hanji pocieszała się tym, że na razie Elizabeth nie będzie chciała nigdzie wyjeżdżać. Było to z jej strony samolubne, lecz pragnęła spędzić z siostrą choć trochę czasu, nie martwiąc się o to, co przyniesie kolejny dzień.

            Gdy Hanji dotarła do pokoju, szybko przebrała się w koszulę nocną i położyła do łóżka. Zasypiając, miała przed sobą rozpromienioną twarz siostry, która w istocie dokonała czegoś niemożliwego. 
Share:

niedziela, 30 października 2016

"Po prosu o mnie nie zapomnij" - Rozdział II

            Yuki zaczęła podejrzewać, iż popadła w rutynę. Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo: zajęcia w szkole, powrót do domu, nauka i odrabianie lekcji, czytanie książek, sen. Czasem zdarzało jej się spędzić trochę czasu z rodzicami, ale oni cały czas byli dość nieswoi. Często byli zamyśleni, a córka często przyłapywała ich na ciągłym wpatrywaniu się w zdjęcie Misaki. Ale ona nie winiła ich za to. Jasne, chciałaby otrzymywać od nich choć trochę uwagi, jednakże utrata Misaki była dla nich zbyt dużym szokiem. Dziewczyna nie chciała być samolubna. To, że są jej rodzicami, nie znaczyło, że nie byli ludźmi, chociaż w głębi serca nastolatka bardzo pragnęła ich wsparcia. Chciała choć jeszcze raz poczuć czyjąś bliskość…
           Yuki odrabiała lekcje w swoim pokoju, gdy usłyszała szczęk zamykanych drzwi i brzęk kluczy rzucanych na stolik. „Wstawać, czy nie wstawać – oto jest pytanie.” – zaśmiała się dziewczyna w duchu. Ostatecznie nastolatka postanowiła kierować się tą odrobiną nadziei, która pozostałą w jej sercu, i ponownie spróbować nawiązać jakiś głębszy kontakt z rodzicami.
            Yuki zbiegła po schodach, skacząc ze stopnia na stopień .
- Witajcie w domu – powiedziała spokojnie.
- Dzień dobry, Yuki – odpowiedzieli chórem Kazuhiro i Fuyuko.
- No więc… Jak minął wam dzień?
- U mnie w porządku – odparła Fuyuko.
- Mój minął tak samo – dodał Kazuhiro.
- No tak…
Rodzice Mitsuyi, po tej jakże długiej rozmowie, zajęli się swoimi sprawami – w każdym razie nie zapowiadało się na to, że dodadzą coś jeszcze.
            Yuki wzięła jabłko i, czując upływający z niej kolejny kawałek nadziei, weszła po schodach i  skierowała się do swojego pokoju.

***
           
Yuki zamknęła książkę i skierowała wzrok na widok z jej okna. Widać było skraj lasu oraz rozgwieżdżone niebo, jednakże uwagę dziewczyny zajął tajemniczo wyglądający las. Z okna nastolatki można było dojrzeć świetliki latające między drzewami. Co jakiś czas pohukiwała, ale pomijając to w całej okolicy było cicho jak makiem zasiał. Przez to, że niedawno padało, w powietrzu unosił się zapach drzew.
            Mitsuya stanęła przy oknie i czuła, jak atmosfera lasu wciąga ją, przesyca jej dusze spokojem. Poczuła to samo, co podczas niezwykłego koncertu – przeczucie, że w jej poukładanym świecie dzieje się coś niesamowitego, wręcz nie z tej ziemi. Po paru chwilach Yuki kątem oka dostrzegła ruch. Przy jednym z drzew pojawił się dość wysoki cień, który zaraz się zmniejszył. Nastolatka dostrzegła łapy jakiegoś zwierzęcia. Stwierdziła, że należą do lisa. Zwierzę po paru chwilach wysunęło z cienia resztę swojego ciała. Mitsuya przez dłuższą chwilę przyglądała mu się, gdy nagle dostrzegła coś raczej niespotykanego. Cała głowa zwierzęcia była pokryta białymi japońskimi znakami. Dziewczyna, lekko oszołomiona, odsunęła się od okna i upadła na łóżko.
- Przecież to niemożliwe… Lisy tak raczej nie mają… A może to ze zmęczenia? – wyszeptała Yuki.
Po chwili namysłu wstała i powoli przysunęła się do okna. Lis, o dziwo, nadal tam był, ale z jego sierścią było wszystko w porządku. Znaki zniknęły. „Będzie lepiej, jak już pójdę spać” – pomyślała Mitsuya i czym prędzej zgasiła w pokoju światło.

***

         Gdy Yuki obudziła się, jej rodzice byli już w pracy. Dziewczyna ubrała się, umyła zęby, spakowała książki i zeszyty, zjadła szybko śniadanie i udała się do szkoły.
            Idąc ścieżką, cały czas rozmyślała o tym, co wczoraj zobaczyła. Rozum kazał jej twierdzić, że ujrzała to przez zmęczenie. Jednak serce twierdziło, że znaki te nie były tylko jakimś przywidzeniem. A sama Yuki chciała, by to wszystko okazało się prawdą – mimo, iż się do tego nie przyznawała.
            Nawet nie zauważyła, kiedy dotarła do głównego wejścia jej szkoły. Przy szafkach spotkała Azunę.
- O, cześć Yuki!
Dziewczyna była tak mocno pogrążona w swoich rozmyślaniach, że nie usłyszała głosu dziewczyny. Po chwili Azuna wiedząc, że Mitsuya potrafi totalnie odciąć się od świata, zagrzmiała z całych swoich sił:
- YUKI, WRÓĆ DO NAS, HAAALOO!
Nastolatka momentalnie porzuciła swe myśli, spojrzała na Azunę wzrokiem typu „ta zniewaga krwi wymaga”, przebrała szybko buty i zaciągnęła młodą artystkę w miejsce, w którym cała szkoła nie gapiłaby się na nie z szokowanym wyrazem twarzy.
            Gdy znalazły się w szkolnej bibliotece, Yuki spytała oskarżycielskim tonem:
- Czy TO było konieczne?
- Tak… - odpowiedziała Azuna z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- No cóż, nie będę się na ciebie gniewać.
- Spodziewałam się tego. A poza tym, to było dość zabawne!
- No, może trochę…
- A może trochę bardzo?
Yuki w odpowiedzi roześmiała się. Po chwili Azuna zapytała:
- To co? Masz czas w sobotę?
„Cholera, zapomniałam o tym! Co by tu powiedzieć, co by tu powiedzieć…?” – zaczęła panikować Yuki.
- Yyy… No, bo… Ja… Ja… Chyba m-mam czas w sobotę.
- Tak? To świetnie! Tak dawno nigdzie razem nie byłyśmy! Spotkamy się u mnie o 15?
- J-jasne…
- To do zobaczenia! – po tych słowach Azuna wyściskała Mitsuyę i pobiegła radośnie na lekcje.
„Świetnie, po prostu genialnie!” – narzekała Yuki – „ Jak zwykle nie mogłam wymyślić żadnej sensownej wymówki.” Jednak po chwili stwierdziła: „ Chociaż, korona mi z głowy nie spadnie, jak wyjdę trochę do ludzi…”
            Nastolatka już zmierzała do wyjścia, kiedy jej wzrok przyciągnęła jedna z książek. Zdjęła ją z regału i przeczytała tytuł na głos:
- „ Japońskie duchy i wierzenia na ich temat”.
- Czy chciałaby panienka coś wypożyczyć? – Yuki usłyszała za sobą głos należący do mężczyzny w podeszłym wieku.
- W sumie, to tak, tę książkę – dziewczyna podała mężczyźnie wolumen.
Bibliotekarz spojrzał na okładkę i zapytał:
- Czyli, interesujesz się japońskimi duchami?
- W pewnym sensie, to tak.
- Hm, dość niespotykane… - ostatnie słowa wypowiedział jakby do siebie.
- Słucham?
- Nic, nic, proszę, czy mogłabyś podać mi swoje  nazwisko?
- Mitsuya Yuki.
- Proszę i miłej lektury – po tych słowach mężczyzna podał Yuki książkę.
- Dziękuję, do widzenia!
            Mitsuya, po wyjściu z biblioteki, jeszcze przez chwilę wpatrywała się w okładkę książki, po czym udała się na lekcje.
Share:

niedziela, 23 października 2016

"Po prostu o mnie nie zapomnij", czyli nowe opowiadanie i ostateczna obietnica

Wiem, że już ostatnio pisałam, że posty będą pojawiać się regularnie, ale przyznaję, że nawaliłam, i to porządnie. Stwierdziłam, że na razie odłożę fanfick'a z Attack on Titan i zajmę się czymś nowym. Przedstawiam Wam pierwszy rozdział mojego opowiadania ( już nie fanfick'a) pt." Po prostu o mnie nie zapomnij". Może na razie nie będę składała jałowych obietnic, ale przyznaję, że regularność będzie od teraz moim postanowieniem nr 1. Tak więc, miłego czytania!

- Zrobiłaś moje zadane domowe?!
Yuki wbiła wzrok w podłogę, modląc się w duchu, by ta cała sprawa nie zakończyła się tak samo, jak wszystkie poprzednie.
- N-nie, nie miałam na to czasu…
- Myślisz, że choć trochę obchodzi mnie twój brak czasu? Równie dobrze mogłaś odrobić je w nocy.
Dziewczyna postanowiła po prostu milczeć, nie chciała jeszcze bardziej rozjuszyć swojej prześladowczyni.
- Ta sytuacja ma się już nigdy więcej nie powtórzyć. Zrozumiałaś, idiotko? Zrób tak jeszcze raz, a wbiję ci rozum do tego twojego pustego łba używając nie słów, a siły. Zapamiętaj to sobie.
Yuki na te słowa skinęła tylko głową, czując w swoim sercu jednocześnie ulgę oraz trwogę. Powstrzymała napływające do jej oczu łzy i pobiegła szybko do klasy.

***
           
Yuki Mitsuya uczęszczała do pierwszej klasy liceum. Gdy dotarła do drzwi swojej Sali, wzięła głęboki oddech i niepostrzeżenie udała się na swoje miejsce. Po zakończonych zajęciach Yuki szybko się spakowała i, po przebraniu butów, udała się do głównego wejścia. Po drodze spotkała swoją koleżankę, także pierwszoklasistkę, Azunę.
- Cześć, Yuki! Już do domu?
- Cześć, Azuna. Tak, już wychodzę. Tylko mi nie mów, że ty jeszcze zostajesz?
- No, niestety. W środy po zajęciach mam zawsze zajęcia artystyczne.
- To jeszcze nie tak źle…
- Wiem, wiem, ale jestem wykończona egzaminami.
- Ty? Wykończona egzaminami? A może raczej zmęczona udawaniem, że się do nich przygotowujesz?
- Wiesz, jak jest z moimi rodzicami. Są dość wymagający, jeśli chodzi o naukę, a mnie aż tak bardzo nie zależy na ocenach.
To prawda, rodzice Azuny mają niezłego świra na punkcie ocen ich jedynej córki, a sama Azuna… No cóż, była typem dość zakręconej początkującej malarki.
- Ale nie zapomniałaś, żeby zdać, co? – zaśmiała się Yuki.
- Rodzice dostaliby chyba zawału! Wyniki będą pewnie gdzieś tak trochę powyżej przeciętnej. A jak u ciebie?
- Raczej tak, jak zwykle.
- Czyli 20%?
- Cha, cha, bardzo zabawne. Na pewno lepiej niż u ciebie, geniuszu matematyczny.
- Dobra, dobra, kiedy indziej porozmawiamy o moich fantastycznych zdolnościach, zaraz skończy się przerwa. Masz czas w sobotę?
O nie. Tylko nie to pytanie. Yuki lubiła Azunę, ale niezbyt dobrze sobie radziła, jeśli chodziło o jakieś dłuższe spotkania.
- Dam ci znać jutro, dobra?
- Tylko znowu nie zapomnij, dobra? Do jutra!
- Na razie!
Jednak po chwili Azuna zawróciła, podbiegła do Yuki i, ledwo łapiąc oddech, zapytała:
- Jak… Jak się trzymasz? No wiesz… Po tym wszystkim… - Azuna spojrzała troskliwie na koleżankę.
 - Dobrze, nic mi nie jest, nie martw się – odparła spokojnie.
Artystka w odpowiedzi uśmiechnęła się niepewnie i udała na zajęcia.
            Yuki jeszcze chwilę stała na schodach, westchnęła i ruszyła leśną ścieżką, która prowadziła do jej domu.

***

            Gdy Mitsuya zbliżała się do swojego domu, odczuła w sercu pewnego rodzaju ból, związany z nagłą falą powracających wspomnień. Bolesnych wspomnień. W jej uszach, jak wciąż powracające echo, zadźwięczały głosy. Przez głowę nastolatki zaczęły przelatywać dawne rozmowy i przeżycia, które miały miejsce przed tym, co na zawsze zmieniło ją i jej rodzinę. A mianowicie, chodzi o wypadek sprzed trzech miesięcy, w którym uczestniczyła Yuki i jej rodzina. Zginęła w nim młodsza siostra Yuki, Misaki. Po tym wydarzeniu jej rodzina pogrążyła się w głębokiej żałobie. Zniknęły wszystkie śmiechy, wspólne wyjazdy, wspólne posiłki. Mimo, iż w tym domu nadal mieszkały trzy osoby, budynek wydawał się jakby… pusty. Misaki odeszła trzy miesiące temu, ale jej śmierć cały czas wypełniała dom rodziny Mitsuya. Dziewczyna bardzo kochała swoją siostrę, jednakże po wypadku imię „Misaki” wywoływało niej rozpacz. Radosne wspomniane zostały zastąpione głęboką pustką, która na zawsze pozostawi ślad w jej młodym sercu.
            Yuki skierowała swe myśli na inny tor. Za każdym razem, gdy zaczynała rozpamiętywać śmierć Misaki, nastolatka próbowała myśleć o czymś banalnym, co daleko odbiegało do tematu śmierci. Każda myśl o jej siostrze przywoływała obrazy z wypadku, więc Yuki stwierdziła, że łatwiej będzie po prostu zapomnieć.
            Mitsuya skierowała swe kroki skierowała swe kroki w kierunku wejścia, obmyślając plan wymigania się ze spotkania z Azuną. „Obie zmarnowałybyśmy tylko czas…” – pomyślała, otwierając drzwi frontowe. Lecz w tym momencie Yuki usłyszała za sobą pewien dźwięk. Dziewczyna poczuła, jak otacza ją melodia grana na koto. Nastolatka zamarła w bezruchu, jednocześnie oszołomiona, przerażona i zafascynowana. Pozwoliła, by dźwięki wypełniły jej duszę. W jednej chwili zapomniała o wszystkim: o śmierci, rodzicach, nawet o tym, że stoi przed otwartymi drzwiami do jej domu. W tamtym momencie muzyka była dla niej całym światem. Niezwykły koncert sprawiał wrażenie, jakby pochodził z innej rzeczywistości. Z każdą sekundą harmonijne dźwięki zdawały się oddalać, aż w końcu ucichły.
            Po chwili Yuki otrząsnęła się z transu, rozejrzała się, wyjrzała nawet na ulicę, ale nigdzie nie było widać wykonawcy. Wciąż lekko oszołomiona weszła do swojego domu i powoli zamknęła za sobą drzwi. 
Share:

środa, 15 czerwca 2016

Marzenie o nowym życiu - Rozdiał 3

Przede wszystkim, chciałam wszystkich przeprosić za mój brak obecności na blogu. Od teraz posty będą pojawiać się regularnie. Miłego czytania!




            Gdy dziewczyna obudziła się, pierwsze, co usłyszała, to głosy. Początkowo zdawały się być odległe, lecz z każdą chwilą Elizabeth słyszała je coraz wyraźniej. Doktor usiadła na łóżku i przeciągnęła się, po czym zaczęła wpatrywać się w ścianę, próbując zebrać myśli. Jednocześnie chciała spotkać się z siostrą, lecz bała się, że już jej nie zobaczy. „No cóż, jeśli będę siedzieć tutaj wiecznie, nigdy się tego nie dowiem.” Elizabeth ubrała więc pośpiesznie buty i, starając opanować przepełniające ją uczucia, zeszła do Sali Głównej.

***

            Pomieszczenie było wypełnione po brzegi Zwiadowcami. W tamtej chwili wszyscy byli podobni do roju pszczół, które żywo o czymś dyskutowały. Rzecz jasna, tematem rozmów żołnierzy była ich ostatnia wyprawa. Każdy z nich, co do jednego, relacjonował swojemu rozmówcy przeżycia, których doświadczył, opowiadał o tym, jak bardzo bał się w tamtej czy innej chwili. Znaleźli się również tacy, którzy podważali metody Erwina Smitha dotyczące przechwytywania Tytanów oraz narzekali na tysiąc innych spraw. Inni znowu grali w przeróżne gry karciane lub żartowali z siebie nawzajem. Innymi słowy – Zwiadowcy starali się na swój sposób odreagować od przerażających widoków Tytanów oraz złych i bolesnych wspomnień. Jednakże, jeden ze stołów, który stał w samym rogu Sali, był zajęty przez grupę kontrastującą z innymi żołnierzami. Osoby te siedziały z nisko zwieszonymi głowami, ich twarze wyrażały smutek i rozpacz. Grupę tę tworzyli Hanji Zoe, Levi Ackerman, Petra Ral, Oulo Bozado, Eld Jinn i Gunter Schultz. To oni najbardziej wyczekiwali powrotu Elizabeth, a że akurat dzisiaj mijała rocznica jej wyjazdu, wszystkim coraz trudniej było odpychać od siebie myśl, że dziewczyna już nigdy nie wróci. Hanji z każdą chwilą była coraz bliżej płaczu.
- Wiem, że to dla nas wszystkich trudne, ale za nic w świecie nie możemy stracić nadziei – Hanji wykrzesała z siebie resztki swojego wrodzonego optymizmu, lecz ta jakże często powtarzana formułka nie wpłynęła pozytywnie na jej przyjaciół.
- Daj sobie już spokój, Hanji. Musisz pogodzić się z tym, że dziś czujemy się tak, jakby ktoś wyssał z nas całą energię. Może jutro poczujemy się trochę lepiej – odparł Gunter.
- Jasne, i co jeszcze – dodał Levi. – Elizabeth nie wraca już od sześciu lat, a ty mi mówisz, że może jutro będzie lepiej? Każdego dnia zastanawiam się nad tym, czy wszystko z nią w porządku. Przyznajmy się, że wyczekiwanie na jej powrót zostało dla nas jedyną formą nadziei, i że nie możemy znieść już tej niepewności – w tym momencie reszta grupy niezauważalnie kiwnęła głowami, natomiast Leviemu z każdą sekundą narastała coraz większa gula w gardle.
- Dobra, chłopaki, nie kłóćcie się. Tak, każdemu z nas jest ciężko, a w szczególności Hanji, lecz jeśli zaczniemy nad tym rozpaczać, emocje wezmą nad nami górę, co może być katastrofalne w skutkach – odezwała się Petra, by choć trochę załagodzić atmosferę.
Wszyscy siedzieli teraz w milczeniu, ich głowy wypełniała pustka. Starali się o niczym nie myśleć, by opanować emocje i zapomnieć o uczuciu tęsknoty, które przepełniało ich serca.
Rocznica wyjazdu Elizabeth zazwyczaj była dniem niezwykle ponurym. Wtedy każde z nich starało się zająć czymś myśli, lecz z każdym rokiem było coraz gorzej. Świadomość, że ich przyjaciółka poświęciła się w tak dużej mierze po prostu ich przytłaczała. Jasne, to był jej wybór, ale prawda jest taka, że brakowało im Elizabeth. Mimo iż nie jest osobą zbyt rozmowną, to potrafiła stworzyć wokół nich pewnego rodzaju oazę spokoju i bezpieczeństwa. Przy niej zapominali o szarej i ponurej rzeczywistości, a przenosili się w świat, który ona stworzyła. Potrzebowali Elizabeth.
- Przejdę się do gabinetu Erwina i zobaczę, jak idzie mu z raportem. Przynajmniej uda mi się zająć czymś innym, niż rozpaczaniem – oznajmiła Hanji.
- Tylko uważaj, dziś jest w dość podłym nastroju – ostrzegł ją Levi.
- I chyba wiemy dlaczego… - dodała po cichu Petra.
Hanji pożegnała się z towarzyszami i skierowała na drugie piętro.

            Elizabeth obserwowała całą scenę z ukrycia, ledwo powstrzymując potok łez.



*Fanart pochodzi z Tumblra. Piszę, żeby nie pojawiały się żadne wątpliowści ;)
Share:

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Marzenie o nowym życiu - Rozdział 2

              
               Doktor Zoe nie mogła opanować rosnących w niej emocji. Wreszcie znalazła się w domu! "Ciekawe, kiedy będę mogła znów spotkać się z siostrą? I czy w ogóle będę mogła..." - myślała sobie. Po tych słowach zapał dziewczyny trochę zmalał. Cały czas obawiała się, że jej siostra jednak nie żyje. W Zwiadowcach często ktoś umierał, więc Elizabeth musiała brać pod uwagę nawet i taką możliwość. Dziewczyna starała się jednak myśleć pozytywnie. Ileż informacji na temat Tytanów zdobyła! Doktor najchętniej od razu podbiegłaby do grupy Zwiadowców by poszukać Hanji, ale wiedziała, że nie może nikogo rozpraszać przed ich wyprawą. Dziewczyna miała na sobie zieloną pelerynę Zwiadowców, do której przyszyty był także kaptur. Naciągnęła go więc mocno na głowę i niezauważalnie przemknęła obok tłumu. Musiała dotrzeć do siedziby Zwiadowców, a był nią ogromny zamek.
***
           Zamek zbudowano na malowniczym wzgórzu, a jego otoczenie stanowił rozległy las. Budowla prezentowała się bardzo dostojnie - została ona wykonana z jasnoszarego, gładkiego kamienia. Rzecz jasna zamek nie posiadał jakichś ekstrawaganckich mebli czy witraży zamiast okien, ale było w nim coś, co przyciągało i napełniało duszę dumą i spokojem.
              Doktor Elizabeth Zoe nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej tego widoku. Mimo, iż dla innych żołnierzy zamek ten był po prostu miejscem wypoczynku i ćwiczeń, ona nazywała go drugim domem. Czuła do niego pewnego rodzaju sentyment, jakąś więź - w tym miejscu czuła się niezwykle bezpiecznie.
           Siedziba Zwiadowców była pusta. Oczywiście, to zrozumiałe - wszyscy byli na wyprawie. " Ciekawe, ile dni im to zajmie tym razem..." - zastanawiała się dziewczyna. Elizabeth postanowiła, że zwyczajnie przeczeka ten czas w zamku, dopóki wszyscy nie wrócą.
              Doktor uznała, że najpierw znajdzie swój pokój. Znajdował się on w najwyższej części budynku. Gdy już do niego dotarła, czekała na nią ogromna niespodzianka - pokój był nieskazitelnie czysty. "Wygląda to tak, jakby ktoś cały czas dbał o to pomieszczenie, jakby oczekiwał, że mogę wrócić w każdej chwili. To dość zastanawiające." - rozmyślała. Elizabeth  czuła się trochę nieswojo, będąc jedyną osobą w całym zamku. Zwykle budynek wypełniał dźwięk rozmów, śpiewów i śmiechów żołnierzy. Co najśmieszniejsze, doktor Zoe zawsze ten hałas denerwował. Lubiła spokój, ciszę - wtedy mogła się skupić, pozbierać swoje myśli. Dziewczyna wolała samotność niż spotkania ze znajomymi. Nie czuła się zbyt dobrze wśród ludzi. Większą część swego życia Elizabeth spędziła w laboratorium. Lubiła to miejsce, tam czułą się...sobą. Decyzja o wyruszeniu w podróż była dość spontaniczna, była skutkiem pewnego rodzaju beznadziei. Gdyby nie to, dziewczyna nigdy by o czymś takim nie pomyślała. Ba, w życiu by jej do głowy nie przyszło, że ona w ogóle wyruszy w jakąś podróż. Jej rola w Zwiadowcach polegała na badaniu schwytanych Tytanów, leczeniu żołnierzy oraz wynajdowaniu nowych rodzajów broni. Lubiła swój zawód, była wręcz dumna z tego, co robi.
              Dziewczyna stwierdziła, że się wykąpie, później opatrzy wszystkie rany i skaleczenia, a następnie przebierze się w czyste rzeczy. Po umyciu się, dziewczyna znalazła w swoim pokoju apteczkę, więc bez problemu zabandażowała wszystkie rany. W jej szafie cały czas były jej ubrania. Może nie pasowały idealnie, gdyż w wyniku podróży dziewczyna bardzo schudła, ale Elizabeth nie narzekała. Ubrała czarne, długie spodnie, czarne, wiązane buty, biała koszulę, którą zapięła pod szyję, a na nią założyła długą, ciemnogranatową marynarkę. Później dziewczyna poszła coś zjeść - wręcz umierała z głodu. Na szczęście w kuchni znajdowały się produkty, które mogła wykorzystać do przyrządzenia sobie posiłku. W pewnym momencie Elizabeth poczuła ogromne zmęczenie, więc postanowiła, że chociaż spróbuje zasnąć. Ostatnio często nie mogła spać - śniły jej się koszmary, m.in. widok nieżywych ciał żołnierzy, tereny doszczętnie zniszczone przez Tytanów...
Ostatecznie dziewczyna pogrążyła się w głębokim śnie.

***
                Zwiadowcy gnali na swoich wierzchowcach na terenach za murem Maria. Celem ich dzisiejszej wyprawy był najzwyklejszy patrol. Dowódca, Erwin Smith, miał także nadzieję, że uda im się złapać jakiegoś Tytana w celach badawczych.
            Po dwóch godzinach bezustannej jazdy zaatakowała ich pierwsza kreatura. Zwiadowcy, rzecz jasna, byli na to idealnie przygotowani.
- Kapralu Levi! – krzyknął Erwin, zbliżając się do mężczyzny. – Niech twój oddział zajmie się tym Tytanem. Postarajcie się jednak tylko go unieszkodliwić, by można go było dostarczyć do naszego zamku.
- Dobrze, więc będziemy musieli użyć środka paraliżującego.
- Zgadza się. Reszta żołnierzy zajmie się transportem schwytanej bestii – po tych słowach dowódca Smith wystrzelił w kierunku nieba zieloną flarę na znak, by w to miejsce przybył wóz do transportu.
            Levi uznał, że sam sparaliżuje tego Tytana. Był to pięciometrowiec, więc schwytanie go i przewiezienie nie stanowiło żadnego problemu. Chłopak naładował pistolet z środkiem paraliżującym, przybliżył się do bestii, uczepił liny swojego sprzętu w ciele Tytana, za pomocą gazu uniósł się w powietrze i wystrzelił środek w kierunku bestii. Pięciometrowiec po paru sekundach upadł z hukiem na ziemię. Levi i jego oddział z ogromną zwinnością związali Tytana i z pomocą innych żołnierzy przenieśli go na wóz.
            Po tym wszystkim zaczęło się ściemniać, więc Erwin zarządził natychmiastowy powrót za mur Maria.
- Dobra robota – powiedziała do Leviego Hanji. – Dzięki tobie mam następnego królika doświadczalnego.
- Mhm…
- Znowu przechodzisz przez te twoje „ciche dni”? – zapytała dziewczyna z przekąsem.
- Ty jak coś powiesz… Ale nie, nie o to chodzi. Trudno mi się do tego przyznać, ale po naszej ostatniej rozmowie zrobiło mi się głupio, że tak cię potraktowałem. Uświadomiłem sobie, że mi także brakuje Elizabeth.
- Dziękuję, że mnie wreszcie zrozumiałeś. A tak poza tym, to w końcu okazałeś jakieś uczucia. Brawo! – roześmiała się Hanji.
Levi zaśmiał się ironicznie.
- Ten komentarz mogłaś sobie darować.
- Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Wiesz, jak lubię ci dokuczać.

Po tych słowach oboje zaczęli się śmiać, a reszta drogi powrotnej minęła im na rozmowie.
Share:

środa, 20 kwietnia 2016

Marzenie o nowym życiu - Rozdział 1

        Doktor Elizabeth Zoe, mimo okropnego bólu w nogach, biegła tak szybko, jak tylko mogła. Wiedziała, że musi jak najszybciej dotrzeć do muru Rose, inaczej zginie. Ktoś, kto spojrzałby na nią w tej chwili, pomyślałby sobie, że Elizabeth jest bardzo odważną osobą, lecz w duchu dziewczyna tak naprawdę chciała się rozpłakać. Bała się. Po prostu się bała. W głowie kłębiły jej się różne myśli: "Czy uda mi się przeżyć? Czy moja siostra nadal żyje?". W pobliżu znajdowało się zbyt wielu Tytanów, by mogła pozwolić sobie na odpoczynek.
        Kiedy Elizabeth znajdowała się blisko muru, usłyszała głosy. Wiele głosów. Z początku myślała, że to jej się tylko wydaje, co byłoby zrozumiałe, gdyż dziewczyna była zmęczona, lecz kiedy podbiegła bliżej, wiedziała już, o co chodzi. To Zwiadowcy wyruszali na wyprawę. Doktor Zoe musiała użyć całej swojej siły woli, by nie pognać od razu na poszukiwania swej siostry, Hanji Zoe. Aż za dobrze wiedziała, że nie może rozpraszać jej przed podróżą.
                                                               ***
        
        Hanji wpatrywała się w mur Rose. Myślami była bardzo daleko. W głowie krążyła jej tylko jedna, przetłaczająca myśl: dokładnie 6 lat temu jej siostra wyruszyła na wyprawę poza mury, by dowiedzieć się więcej o świecie zewnętrznym, a także o tych krwiożerczych bestiach. Dzień wyjazdu siostry pamięta, jakby to było zaledwie wczoraj: z jednej strony poświęcenie Elizabeth i jej wyjazd mogły pomóc ludzkości odzyskać wolność i normalne życie, lecz Hanji nie raz spotkała się z Tytanami i zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie czekają jej siostrę. Tamtego dnia była w ogromnej rozterce. Hanji błagała Elizabeth, by została, chciała wybić jej z głowy ten ryzykowny pomysł, uważała, że przecież może to zrobić ktoś inny. Myślała sobie: "Czemu ona? Czemu moja siostra?!". Lecz doktor Zoe jej nie posłuchała, wyjechała, uważała, że tak trzeba, że musi to zrobić, nawet jeśli miałaby przepłacić to swym życiem. Hanji do teraz nie mogła się z tym pogodzić. Cały czas żywiła nadzieję, że Elizabeth wróci.

- Hanji? Hanji, znowu błądzisz myślami? Ocknij się, zaraz otworzą bramę! - krzyknął kapral Levi.
- Hm? Ach, tak. Znowu myślę o niej...
- Minęło tyle czasu, wierzysz, że ona jeszcze wróci?
- A ty byś tego nie chciał? Przecież się przyjaźniliście! Dzień w dzień rozmyślam o Elizabeth - wybuchła Hanji.
- Dobra, dobra, opanuj się... Nie pozostało nam nic innego, jak czekać. A teraz uspokój się, mamy swoje zadania, nie pamiętasz? - odpowiedział kpiąco Levi, lecz w głębi duszy także z niecierpliwością oczekiwał powrotu doktor Zoe.

Hanji odwzajemniła mu się nieprzyjemnym spojrzeniem.

                                                                    ***


        Doktor Zoe, nie pozostawiając ani jednej chwili do stracenia, od razu obmyśliła sposób, w jaki przeskoczy mur. Zanim zdecydowała się wrócić do domu, wynalazła urządzenie, dzięki któremu mogła przelatywać nad wysokimi obiektami. Ma ono postać dwóch metalowych bransolet, w których umieszczone są mechanizmy, uwalniające bardzo grube i wytrzymałe liny, zrobione z materiału podobnego do metalu. Więc Elizabeth wzięła ogromny rozpęd, nabrała powietrza do płuc, nacisnęła przycisk, uruchamiający mechanizmy w bransoletach i uczepiła liny w murze Maria. Gdy na nim stanęła, poczuła silny powiew wiatru. Dodało jej to otuchy, pewnego rodzaju siły. Po chwili uczepiła liny w jednym z domów, by bezpiecznie wylądować po drugiej stronie muru Maria.
Share: